Relacja z obozu SEW „Orzeł Biały – III”nr 1 z Brodów na Wołyniu

10-12-18 Promocja 0 comment

         Już po raz trzeci będziemy przekazywali relacje z przebiegu Obozu SEW „Orzeł Biały- III”, który rozpoczął się 7 grudnia rano. Znowu ruszyliśmy do pracy na polskim cmentarzu z wojny 1920 roku.
O godz. 8:00 pożegnał nas w piątek dyrektor SEW Jan Malicki. Wraz z kierownikiem obozu naszym wykładowcą płk. rez. Tadeuszem Krząstkiem na zbiórkę zgłosiło się 9 studentów. Daria i Sławek dojechać mieli już na miejsce w Brodach  z Ukrainy.  Naszym kolegą okazał się kierowca Krzysztof, który już w Ostrogu zintegrował się ze studentami i czynnie włączył  do obozowego życia.

 Był zimny dzień, padał deszcz, zaciągał silny wiatr. Stanęliśmy jednak na zbiórce. Dyrektor Malicki powiedział krótko, że wierzy w nas, jest przekonany o powodzeniu tej misji, będzie nam towarzyszył myślowo i kibicował. Czeka na codzienne relacje. Złożył życzenia i każdego osobiście pożegnał. Pułkownik Krząstek omówił trasę przejazdu na Ukrainę i ruszyliśmy w drogę. Już w Warszawie w busie zaczęła się odprawa, podział funkcji i zadań. Pułkownik wyznaczył na „szefa sztabu” Krzyśka Zareckiego, jedynego uczestnika trzech wypraw na Ukrainę i najbardziej doświadczonego. Funkcję kwatermistrza przyjął sam Filip Jędrzejczyk, a zespół INFO tworzyć będą Anna Kamińska i Sławek Kirdzik. Pułkownik będzie jak zwykle fotoreporterem. Mają go wspomagać inni studenci.
W drodze do Dęblina były wykłady o działaniach wojennych w sierpniu 1944 r. na przyczółku warecko-magnuszewskim, bitwie pod Maciejowicami w 1794 r., w której ciężko ranny został Tadeusz Kościuszko. Zobaczyliśmy też pomnik kościuszkowski w Maciejowicach. Była  obszerna informacja o historii Dęblina i twierdzy, 15. Pułku Piechoty „Wilków”, Szkole Orląt. W Lidlu dokupiliśmy 15 dużych butli z wodą mineralną. Bagażnik był pełen na ful. Siekiery, piły spalinowe, kosiarka, garnki, wszelkie dobro potrzebne do życia w lesie i pracy na cmentarzu.
Pułkownik Krząstek przedstawił warunki pracy, dowiedzieliśmy się w szerszym wymiarze dlaczego cmentarz w Brodach a nie inny, co będziemy robili i jak żyli w Brodach. Niektórzy uczestnicy tej historycznej wyprawy pierwszy raz  mieli przekraczać granicę wschodnią. Wszyscy mieliśmy pytania, ciekawość drążyła każdego, co ,jak i gdzie będziemy robili.
W „Bidzie” wspaniała zupa węgierska postawiła nas na nogi. Na granicy byliśmy zgodnie z planem. Pułkownik miał pisma polecające od Konsula Generalnego ze Lwowa Rafała Wolskiego na granicę. Bardzo przydały się na naszym GPK w Hrebennem. Niestety po stronie ukraińskiej plan się załamał bo celniczka poszła „pyty herbatku” i nie było jej prawie półtorej godziny. Jak wiele osób siedzieliśmy w naszym „Sprinterze” i cierpliwie czekaliśmy aż „herbatka” zostanie „wypyta”. No cóż, takie są realia pracy na granicy. Gdy przekraczaliśmy już graniczną strefę, zabraliśmy Martę- żołnierza Straży Granicznej Ukrainy, uroczą i sympatyczną dziewczynę, która się troszkę z nami zintegrowała i bardzo żałowaliśmy gdy przyszło się z nią żegnać na przedmieściach Lwowa.
Byliśmy mocno spóźnieni. Pułkownik uspokajał pracowników restauracji i hotelu, zapewniał, że jedziemy, będziemy a zamówienia to nie kawał. Wszystko  się przydało, bo wszędzie na nas czekali. W „Impulsie” była smaczna kolacja a w hotelu pod Brodami czekały czyste, ciepłe i dość dobrze wyposażone pokoje. W drodze byliśmy ponad 13 godzin, ale nas mistrz kierownicy nie zawiódł. Mikrofon był sprawny i pułkownik już w busie ustalił wszystko co trzeba: podział załóg w pokojach, termin zbiórki w sobotę rano. Każdy dźwigał do hotelu swój bagaż osobisty i wiele innych rzeczy, w tym butle z wodą, żeby nie zamarzła. Wszyscy byli zmęczeni i pragnęli snu. Mimo tego pułkownik rano mówił, że jeszcze długo w nocy słyszał klubowe dyskusje integrujące studentów. Studenci to sa studenci, ludzie przywykli do życia nocnego w akademikach.