Białoruś: Dlaczego zginął Bandarenko?

14-11-20 Promocja 0 comment

W szpitalu w Mińsku zmarł 31-letni Raman Bandarenka, bestialsko pobity przez tzw. „nieznanych sprawców. W środę wieczorem został przewieziony na oddział intensywnej terapii, lekarze operowali go przez kilka godzin, jednak w czwartek zmarł.

Pobicie Ramana miało miejsce na słynnym w opozycyjnym mińskim blokowiskunazwanym „Placem Przemian”. W środę wieczorem funkcjonariusze w cywilnych ubraniach i maskach przyjechali na podwórko, aby zdjąć biało-czerwono-białe wstążki. Raman był jednym z mieszkańców, którzy wyszli zapytać, co się dzieje. Wtedy funkcjonariusze zaatakowali go bijąc mocno w głowę.

Po informacji o śmierci Ramana tysiące mieszkańców Białorusi wyszło na ulice, aby uczcić jego pamięć.

Uderza bezsensowność powodu pobicia pytanie o biało-czerwono-białą wstążkę” komentuje politolog Kiriłł Rogow. Ci, którzy zabili Romana, najprawdopodobniej sześć miesięcy temu nie wiedzieli, czym jest ta biało-czerwono-biała flaga i na czym polega problem. A teraz z tego powodu został zabity człowiek.

Funkcjonariusze nie zabili Ramana z powodu flagi. Musimy zdawać sobie sprawę z mechanizmu wojny domowej i postępującej dehumanizacji, które wyraźnie wid na przykładzie Białorusi. Takie reżimy najpierw zachęcają do przemocy gwarantując bezkarność: możesz zaatakować bezbronną osobę i nic ci za to nie będzie. Następnie rozpowszechniają narkotyki, które są częste wśród białoruskich „stróżów prawa”.

W efekcie ci „dresiarze”, którzy zabili Ramana Bondarenkę, nawet nie mieli intencji, by go zabić. Po prostu bili i nie mogli przestać” — tłumaczy Rogow.

Olicencji na zabijanie” pisze białoruski publicysta Alaksandr Starykiewicz. „Władze wyzywają zwolenników zmian od „bojowców”, „ekstremistów”, „bandytów”. Tymczasem to „stróże prawa” popełnili kolejne morderstwo. Inaczej się skończyć nie mogło . Bezprawie sankcjonowane przez samą władzę, w celu „ochrony porządku konstytucyjnego”, nieuchronnie prowadziło do tragedii. Niezidentyfikowani ludzie w cywilnych ubraniach od tygodni czyhali na pokojowych demonstrantów, stopniowo wpadając w szał. Bili, bili, bili — i w końcu zabili.

Taki rozwój wydarzeń był przewidziany przez rządzących, którzy od dawna twierdzą, jakoby organizatorzy protestów potrzebowali „sakralnej ofiary”.

Zawodowi „zabójcy” czują się całkowicie bezkarni. Przecież do tej pory nie tylko nie stawiano ich przed wymiarem sprawiedliwości , ale , zachęcano, podburzano do działań. To władza wydała im licencję na zabijanie.

Teraz władze obwiniają „chuliganów” i „opozycję”. Wykorzystują to, co się stało, do nasilenia represji wobec tych, którzy odważą się wyjść na ulicę” — twierdzi autor.

Źródło: Nasza Niwa, Biełta, BiełaPAN, Salidarnaść, Biełaruski Partyzan

Opracowanie BIS — Biuletyn Informacyjny Studium